wtorek, 23 sierpnia 2016

Historia przedmiotu (8)

Dzisiaj obchodzi swoje 78. urodziny, moja Babcia dostała go w prezencie ślubnym od mojej drugiej Babci. Zestaw do zmiatania okruszków ze stołu.

 

Dokładnie 78 lat temu, 23 sierpnia 1938 roku moi Dziadkowie ze strony Mamy pobrali się. Ich duże zdjęcie ślubne wisiało od zawsze na ścianie babcinej sypialni i wisi tam do dziś. Kilka tygodni po uroczystości, przechodząc obok zakładu fotograficznego, ze zdumieniem ujrzeli swój powiększony, oprawiony w złoconą ramkę portret w witrynie. Widocznie fotografowi tak się spodobał, że chciał z niego zrobić reklamę atelier. Dziadek natychmiast go kupił i powiesił na ścianie. W albumie rodzinnym są też inne ujęcia, ale trzeba obiektywnie stwierdzić, że to jest najładniejsze.


Być może zaskakująca jest druga informacja o "okruszkowym zestawie". Tak, moje obie Babcie, a także Dziadkowie znali się w młodości. Razem śpiewali w dwóch chórach (kościelnym i świeckim - próby po dwa razy w tygodniu, tak więc cztery popołudnia spędzali ćwicząc), jeździli na wycieczki (pamiętny  wyjazd w Beskidy, który obie Babcie wspominały z wielkim sentymentem), spędzali w wesołym gronie rówieśników każdą wolną chwilę. Babcia ze strony Taty powiedziała mi kiedyś, że o ile podczas wojny, z małymi wtedy dziećmi nieraz przeżywała chwile grozy, a potem życie nie szczędziło jej trudów i problemów, to wspomnienia z wczesnej młodości ma piękne i w ciężkich momentach lubiła do nich wracać. 
Na skutek różnych zbiegów okoliczności Ofiarodawczyni przedstawionego prezentu, już wtedy Mężatka i Mama malutkiego synka, nie mogła uczestniczyć w uroczystości ślubnej swojej Przyjaciółki, przesłała jej jednak upominek. Bardzo praktyczny. Gdy są goście i trzeba zmienić zastawę, nie jest konieczne zdejmowanie całego obrusa w celu wytrzepania okruszków. Wystarczy sięgnąć po wiszący na ścianie w przedpokoju zestaw i problem z głowy. Miotełka jest idealnie wyprofilowana, włosie miękkie, świetnie się nim zmiata wszelkie resztki ciastek. 

 
Potem drogi życiowe obu moich Babć rozeszły się, moi Rodzice w dzieciństwie się nie znali. Spotkali się jako dojrzali już ludzie, zakochali w sobie i po niecałym roku znajomości pobrali. Obie Mamy były szczęśliwe, że będą miały teraz okazję do częstszego  wspominania pięknej młodości. Obie żyły ponad 90 lat, więc trochę tych okazji było.
Ale wróćmy do roku 1938. 
Po ślubie Dziadkowie urządzali swoje pierwsze mieszkanie. Wtedy to pojawił się nasz rodzinny stół i wiele innych przedmiotów, na przykład serwis kawowy z porcelany ćmielowskiej na dwanaście osób, w którym do dzisiaj brakuje tylko jednej filiżanki. Została ona stłuczona w pierwszego Sylwestra przez dziewczynę, która pomagała mojej Babci w jego zorganizowaniu. 




Na stole w jadalni leżał koronkowy obrus wyszydełkowany przez moją Babcię za czasów panieńskich. Nie, to nie ten widoczny na zdjęciu. Ten przedwojenny podarł się, gdy podczas jakiegoś przyjęcia rozlała się kawa i niewprawne męskie ręce zaczęły go na szybko wykręcać, zamiast delikatnie wycisnąć :) Cudo, które obecnie leży na stole zostało wyszydełkowane przez moją Ciocię, kuzynkę mojego Taty. Nieodmiennie zachwycam się precyzją wykonania i urodą tego modelu. 


Do jadalnianego kompletu mebli, oprócz stołu należy jeszcze sześć krzeseł (dokładnie takie same miała pani Maria Kuncewiczowa w swojej kazimierskiej "Kuncewiczówce"), tzw. "pomocnik" - dzisiaj powiedzielibyśmy komoda i kredens. 



 Oba te meble służą do przechowywania porcelany, obrusów, a także rozmaitych bibelotów nagromadzonych przez lata. Są wśród nich drobiazgi, które fascynowały mnie od wczesnego dzieciństwa np. taka oto kiczowata, ale jednocześnie w pewien sposób urocza zatyczka do butelki z winem. 

Obtłuczony nosek został pieczołowicie przyklejony

Albo zawieszki na szklanki, żeby podczas przyjęcia odróżnić swoją od pozostałych.


A co powiecie na takie urokliwe porcelanowe kurki, też już trochę poobtłukiwane, dlatego raczej leżące niż stojące.


Nie mówiąc już o dwóch kompletach prześlicznych szklanek z cieniutkiego szkła, w metalowych koszyczkach, które wyciągam tylko od wielkiego dzwonu. 




Konfiguracja drobiazgów za szybkami kredensu zmienia się, przybywają nowe, mające swoją własną historię. Może za kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat kolejne pokolenia będą się nimi interesowały.

Za miesiąc chcę wrócić jeszcze do drobiazgów mojej Babci. Na przykład do takiego:



Kto zgadnie do czego służył?

Pozdrawiam u kresu wakacji :)

7 komentarzy:

  1. Oczywiście nie mam pojęcia, co jest na ostatnim zdjęciu. Pierwszy raz widzę też coś do zmiatania okruszków ze stołu, bardzo mi się to podoba. Bardzo ciekawe i urokliwe rzeczy pokazałaś. Zawsze przy takiej okazji żałuję, że pochodzę z tak biednej rodziny, nie mam szans odnaleźć takich skarbów. Serwis kawowy jest absolutnie zachwycający!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie rodzinne historie. U mnie w domu mieliśmy też taki zestaw. I bardzo się ucieszyłam, gdy w prezencie ślubnym otrzymaliśmy podobny. Służy nam już ponad 12 lat. Chciałam dołączyć zdjęcie, ale jakoś nie chciało się zapisać :-)
    Pozdrawiam serdecznie
    Joanna
    ps. a ten przedmiot to może flakon na perfumy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie zobaczyłabym Twój "okruszkowy" zestaw :)
      Czy to flakon na perfumy okaże się za miesiąc :)

      Usuń
  3. Miotelki, bardzo popularne we Francji. Ale byc moze bez tak pieknych historii.
    Bardzo, bardzo piekna fotografia Dziadkow, ja sie nie dziwie, ze fotograf ja wyeksponowal.
    Olu, bardzo mnie wzruszyla Twoja opowiesc, glownie dlatego, ze Ty opowiadasz z takim szacunkiem do ludzi ale takze przedmiotow, ktore gromadzili. To nie sa stare graty,ale rzeczy z dusza, ktore byly dla kogos wazne. Pieknie Ci dziekuje, ze sie tymi opowiesciami z nami dzielisz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomnienia z duszą, przedmoioty z historią, a to coś to może zatyczka na butelkę. pozdrawiam Dusia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę i za miłe słówko :)